Uważa, że gra piosenki, nie jazz. Od dziecka związana z muzyką, lubi filmy i swojego kota. Osoba z dużym doświadczeniem, która na przekór innym, uciekając od klasyki, wybrała muzykę rozrywkową. O skutkach tej decyzji, o swoich marzeniach i początkach- Lena Romul.
Jesteś muzykiem z wykształcenia. Jak
zaczęła się Twoja muzyczna droga?
Od siódmego roku życia chodziłam do szkoły muzycznej.
Skończyłam pierwszy stopień gry na skrzypcach, drugi na saksofonie.
Kontynuowałam saksofon na wydziale jazzowym w Akademii Muzycznej przez trzy lata i
ukończyłam wokal jazzowy w Warszawie. Cała ta historia zaczęła się po prostu od
edukacji, której pragnęłam. Moi rodzice niespecjalnie mnie do tego zachęcali,
bo uważali, że to nie jest dobry zawód.
Kiedy zaczęłaś komponować własne utwory?
Pierwsze rzeczy powstawały, kiedy miałam siedemnaście lat.
Zaczęłam od występowania w poznańskim klubie jazzowym. Byłam bardzo związana z
tym miejscem. Tam młodzi mieli szansę, ich muzyka była propagowana. Potem
jeździłam na konkursy. Głównym, który dał mi najwięcej, jest Jazz Juniors w
Krakowie. W nim, po trzech latach brania
udziału, zajęłam pierwsze miejsce. I to chyba dało mi takiego największego
kopa.
Czy była osoba, która Ci pomagała na tej drodze?
Nigdy nie miałam opiekuna. Jak jesteś w jakimś kierunku
wykształcona i w dodatku ci się to podoba, to dążysz do tego, aby jak
najczęściej się tym zajmować. Wiele osób ma menadżerów, sponsoring. To są
często osoby niewykształcone w tym fachu, ale zdolne. Ich się promuje i ułatwia
tę drogę.
Dążysz do wszystkiego sama?
Trochę tak to wygląda. Przez to, że jestem muzykiem z
wykształcenia, nie można mi zrobić „ot tak” płyty, bo ja trochę inaczej rozumiem ten
język.
Czy zawsze chciałaś być zawodowym muzykiem?
Jak jesteś mała, to się nad tym nie zastanawiasz. Po prostu
się tego uczysz. Dopiero w pewnym momencie powstają pytania dotyczące przyszłości
i uświadamiasz sobie, że nic cię tak nie kręci jak to, czemu poświęcasz od
dawna tyle czasu. W szkole muzycznej spędzasz dziesięć godzin dziennie, nie
wychodzisz z niej. Po ogólnokształcących lekcjach idziesz od razu na zajęcia
muzyczne. Oczywiście masz standardowe lekcje jak inni, typu biologia, chemia..,
ale to wszystko jest na takim poziomie, że nie masz co potem z tym zrobić, bo
nadrzędną wartością w takich szkołach jest muzyka. Poza tym granie na
instrumentach przez tyle lat po prostu wciąga.
A w takich szkołach nie ma masówki?
Jest, to prawda. Ale nie ma nas tam dużo. Jeden rocznik
liczy około trzydziestu osób. Chyba gorsze jest to, że od małego wrzucana jesteś
w wyścig szczurów. Kiedy nie jesteś w tym bardzo dobra, masz świadomość, że nie
dostaniesz na uczelnię i że nie masz szans na znalezienie pracy. W
szczególności chodzi o muzykę klasyczną. Bardzo szybko przerzuciłam się na
muzykę rozrywkową. Dzięki temu mogłam występować w innych miejscach niż
filharmonia czy opera. Nie kręciło mnie to aż tak. Podobają mi się takie
przestrzenie, ale nikt w naszym wieku nie wybiera się na tego typu koncerty, a
ja chciałam grać dla rówieśników. Nikt z młodych ludzi nie chodzi co tydzień do
opery, jesteśmy inaczej wychowani.
Chciałaś, aby ludzie Cię po prostu słuchali?
Oczywiście, że chciałam. To ważne, aby nie robić tego tylko
do ściany.
Dlaczego nie skupiłaś się na jednym instrumencie?
Nigdy nie jest tak w szkołach muzycznych, że ktoś cię do
czegoś zmusza. Musisz wybrać jeden główny instrument, w którym cię kształcą,
ale nie ma zakazu grania na innych. Gdy już opanujesz jeden, w którym czujesz
się swobodnie, samoczynnie potem chcesz próbować kolejnych. Poza tym, dzięki temu
jesteś w stanie komponować więcej rzeczy. Masz doświadczenie.
Szukasz głębiej, nie tworzysz prostych kompozycji…
Ten proces wygląda tak, że spędzam czas nie tylko na
tworzeniu melodii, a całej warstwy muzycznej.
Często rozpisuję muzykę na cały skład instrumentalny. Ze względu na to,
że nie jestem osobą popularną, nie jestem w stanie wykonywać mojej muzyki tak,
jakbym chciała. To kierowane jest tylko
i wyłącznie możliwościami finansowymi i możliwościami ośrodków
kulturalnych, w których występuję. Aktualnie rozpisuję utwory na mój
pięcioosobowy skład. Teraz przygotowuję drugą płytę, przy której oprócz muzyki
na podstawowe instrumenty, tworze muzykę dla sekcji smyczkowej. Chcę, żeby to
było mocno rozbudowane
Więc gdzie mogłabyś realizować
się w pełni?
Kiedyś dostałam propozycję studiowania w Skandynawii, ale
tam jest strasznie zimno i ponuro… I nie wyobrażam sobie żyć na dłuższą metę w
kraju, gdzie jest smutno. Fakt, że teraz mamy zimę i jest ciemno, ale mamy te
ciepłe pół roku. Lubię Polskę! Tu się w końcu wychowałam. Poza tym, nie ciągnie
mnie do podróżowania. Chciałabym spotkać się z tobą za dwadzieścia lat i powiedzieć,
że nadal żyję z muzyki. To jest dla mnie najważniejsze, to moje marzenie.
Dlaczego jazz?
Ta muzyka daje bardzo dużo swobody. Przez to, że gram z
innymi zespołami, robię chórki, albo gram na saksofonie - mam styczność z
różnymi rzeczami, które teraz się mieszają w mojej muzyce. Jazz daje
możliwości, aby każdy koncert brzmiał troszeczkę inaczej, żeby za każdym razem
to było coś nowego. Jeżeli potrafisz improwizować powodujesz, że twoja muzyka
jest pełna wolności.
Prywatnie również słuchasz jazzu?
Tak, ale lubię każdy rodzaj muzyki. Nie ograniczam się.
Bardzo lubię muzykę elektroniczną, ale dobrze wyprodukowaną - tak, że słychać,
ile kompozytor miał do powiedzenia. Moja pierwsza płyta była podwójna. Projekt
jazzowy i elektroniczny. Ciekawe doświadczenie, ale teraz wiem, jak bardzo jest to skomplikowane. Nie
potrafiłam zrobić czegoś prostego, co wydaje mi się najtrudniejsze.
Mając taką bazę, może spróbujesz czegoś zupełnie innego?
Ciekawe jest to, że moją muzykę nazywa się jazzem. Moim
zdaniem gram piosenki. Mam do tego takie podejście. Zajmując się tym jako
kompozytor i wykonawca, pewnie nie czuję już, że tworzę muzykę jazzową. Szczególnie
patrząc na to, jaka kiedyś ona była : klasyczna. Ale mam świadomość
przypisywania mnie do muzyki jazzowej. Do końca nie wiem dlaczego. Pewnie
dlatego, że jestem swobodna i improwizuję.
Z biegiem czasu się tak zmieniasz?
Tak. Wszystko czego słuchasz cię inspiruje. I ciężko jest
siedzieć w tej samej muzyce, skoro ciągnie do tego, aby się rozwijać. To
naturalne. Nie neguję tego, że za dziesięć lat będę chciała grać na przykład
klasykę, albo coś zupełnie odmiennego. Nie umiem powiedzieć, co mnie kiedyś
zainspiruje. Większość czasu spędzam na komponowaniu i wykonywaniu. Nie wiem,
co mnie nagle może zachwycić. Aktualnie słucham dużo muzyki brytyjskiej -
różnego rodzaju. Był taki moment, w którym pojawił się dubstep. To było dla
mnie coś kompletnie kosmicznego. Zastanawiałam się, jak to jest zrobione. Potem
dużo czasu spędziłam na dowiadywaniu się. Jak już wiedziałam, myślałam o tym,
jak to wykonywać. Nie ukrywam, że duży wpływ ma na mnie dub, trans. Odbiorca
czuje się wchłonięty. Lubię koncerty, na których w ogóle nie myślę. Muzyka to
nie jest moje tło, tylko moje życie.
A oprócz muzyki?
Gotuję, mam kota… i
chyba problem.., bo nie umiem odpowiedzieć na to pytanie. Chyba nic nie jest
równie ważne. Jestem w związku, który
mnie uszczęśliwia, dużo podróżuję i gdy chcę się wyluzować, oglądam filmy. Ale
to też sztuka. Niestety nie zajmuję się niczym innym. Gdybym miała zmienić
zawód, to otworzyłabym sklep spożywczy. Najpierw założyłabym szklarnię,
hodowałabym pomidory, a potem je sprzedawała… - takie ładne, ekologiczne… Naprawdę nie
potrafię nic innego. Tylko muzyka
sprawia, że szybciej bije mi serce.