19 lutego 2014

Magnificent Muttley

 
Trzech mężczyzn, w składzie: Jakub Jusińki, Krzysztof Pożarowski oraz Aleksander Orłowski, grających rocka. Prywatnie trzech przyjaciół. Te młode trio właśnie wdrapuje się na coraz to wyższe szczeble muzycznej kariery. Ich debiutancki album Po prostu został doceniony w wielu podsumowaniach 2012 roku, m.in Polityki i Przekroju. Laueraci konkursu młodych talentów w Jarocinie. Co ich cechuje? Mocna, ciekawa muzyka... a prywatnie przesympatyczny sposób bycia. Czy są wyjątkowi? Zostawiam te pytanie do subiektywnej opinii. 
 
 
Opowiedzcie mi o swoich początkach. Jak weszliście w świat muzyki?
 
Krzysztof: Poznałem się z Kubą w 2009 roku. Jak się okazało na nowo, ponieważ znaliśmy się mając po sześć lat. Podczas rozmowy wyszło, że obydwaj lubimy i wykonujemy ten sam rodzaj muzyki. Potem poznałem Olka, czyli brata Kuby, który jest perkusistą. Umówiliśmy się na próbę. Szczerze mówiąc, byłem sceptycznie nastawiony do młodszego Olka, nie wiedziałem czego się spodziewać. Pamiętam, że na pytanie jak sobie radzi, Kuba odpowiedział „No, daje radę!” Pierwsza próba trwała parę godzin. I tak zaczęliśmy grać.
 
 
Co było dalej?
 
Krzysztof: Zaczęliśmy robić pierwszy materiał w 2010 roku. Własnymi siłami organizowaliśmy koncerty. Aż przyszedł następny rok i festiwal w Jarocinie. Wygraliśmy konkurs dla młodych zespołów i nabraliśmy wiatru w żagle!
 
Kto rządzi w zespole?
 
Kuba: Ja oczywiście! (śmiech)
 
 
A tak na poważnie? Osoba, która trzyma wszystko w ryzach?
 
Kuba: Mamy to szczęście, że dobrze się dogadujemy, nie tylko w kwestiach muzycznych. Nie musimy ustalać kto jest dyrektorem.
 
Krzysztof: Też jest nas za mało, żeby się organizować w podgrupy. Jesteśmy skazani na siebie! I tak sobie radzimy!
 
 
Kuba: Z takich ważnych funkcji, to ja wrzucam zdjęcia na Facebook’a.
 
 
Macie klarowny podział obowiązków?
 
 
Olek: Nie. Każdy od siebie zawsze coś wnosi. Jedyna stała odpowiedzialność spoczywa na Krzysztofie, który tworzy teksty. Często tak bywa, że z pierwotnego pomysłu, który bardzo modyfikujemy, mało co zostaje. Wtedy pomysłodawca płacze, reszta pociesza i tak ten proces trwa…
Wasze inspiracje?
Kuba: To oczywiste, że słuchamy przeróżnej muzyki. Ale nigdy nie myśleliśmy, że mamy być tacy jak ktoś. Po prostu gramy rocka.
 
 
A muzyczne autorytety?
 
Krzysztof: Każdy ma swoje własne. Ale chyba wszyscy podzielamy fascynację Johnem Frusciantem.
 
Olek: Każdy ma swoje, ale nikt nie neguje autorytetów innych. Szanujemy swoje upodobania.
 
 
Jako młode trio wyznaczyliście sobie cel, który chcecie osiągnąć?
 
Kuba: Chcielibyśmy wydać drugą pełnometrażową płytę i zarabiać na tym.
 
 
Krzysztof: Ale chyba nie mamy konkretnego celu. Jakby tak było, to po jego osiągnięciu nie wiedzielibyśmy co robić. Myślimy tylko o najbliższej przyszłości.
 
Olek: Chociaż… takim naszym podstawowym celem może być zmiana naszej działalności z takiej jaka jest, w profesjonalną, z której będziemy w stanie żyć.
 
 
Moment w waszym życiu, w którym pomyśleliście „O Boże, czy to moje życie” ?
 
Olek: Dla mnie taką sytuacją jest po prostu istnienie tego zespołu. Od czwartego roku życia obiecałem sobie, że zostanę perkusistą i będę z tego żył. A kiedy zespół mojego życia powstał, zaczęliśmy dawać koncerty, poznawać niesamowitych ludzi, na których muzyce się wychowywałem, poczułam się ogromnie szczęśliwy. Najbardziej niezwykłe jest poznawanie tych gwiazd na równi, nie jako fan, a jako inny artysta.
 
Jesteście pewniejsi siebie?
 
Kuba: Od kiedy mamy management czuję, że jesteśmy bardziej wartościowi. Wiem, że musimy to robić dalej, coraz lepiej.
 
Krzysztof: Na pewno dodające pewności siebie jest to, że szeroko pojęte autorytety muzyczne nas kojarzą, słuchają, czasami wyrażają pozytywne opinie. Wtedy wiem, że to ma sens, że nie gramy tylko dla siebie w pokoiku na Woli.
 
 
Jak wasza frekwencja na koncertach? Coraz wyższa?
 
Olek: Różnie to bywa. Jesteśmy warszawskim zespołem, który gra drugą trasę w życiu. Potrzeba czasu, aby ta frekwencja była duża.
 
Krzysztof: Najgorsze jest to uczucie po próbie dźwięku. Kiedy ten klub jest pusty. Wtedy zaczynasz myśleć o tym, co będzie jeśli nikt nie przyjdzie i on cały wieczór taki będzie. Wtedy już nie jestem taki pewny siebie!
 
 
Jak reaguje wasze otoczenie na to, co się teraz dzieje- koncerty, trasa?
 
Kuba: Moi wszyscy przyjaciele śmieją się, że jestem gwiazdą rocka. Co jest nie prawdą! Ale najmilsze jest to, że wszyscy szczerze mnie wspierają. Są ciekawi, dużo pytają, interesują się.
 
Krzysztof: Ostatnio miałem taką ciekawą sytuację w moim życiu. Mianowicie, rozmowę z moim Ojcem, który jest aktorem. Dopiero niedawno zaczęliśmy rozmawiać jak koledzy po fachu. On miał przedstawienie, w którym musiał śpiewać i poprosił mnie o rady. Weszliśmy na inny poziom relacji, co dla mnie jest niesamowite.
 
 
Olek: Ja od czwartego roku życia nie planowałem nic innego. Po maturze zacząłem grać w ośmiu zespołach na raz. Teraz istnieją trzy, ten jest główny. Moja mama nie zawsze jest ucieszona słysząc kolejne nowości związane z moją pasją. Kiedy nie widać efektów, kiedy jeszcze ta gra nie jest moim stałym źródłem dochodu, to oczywiste, że te rozmowy z Mamą nie zawsze są lekkie. Ile razy można mówić „Daj mi jeszcze rok.”? A z drugiej strony, Tata też był muzykiem, któremu niestety w tym nie wyszło, ale nas rozumie i bardzo dopinguje.
 
Czym się zajmujecie poza muzyką?
Kuba: Interesuję się grafiką komputerową. Zawsze mnie do tego ciągnęło. Oczywiście skończyłem studia w zupełnie innym kierunku, bo do tego są właśnie studia. Żeby się okazało, że nie te były potrzebne. Więc samodzielnie teraz się uczę. Ale naszym priorytetem jest muzyka.
 
Krzysztof: Czyli mamy temat hobby? Lubię saneczkarstwo!
 
 
Jakie są Wasze plany na najbliższą przyszłość?
 
Krzysztof: Na ten moment mamy zaplanowane koncerty. A co dalej? Wszystko na naszym Facebook’u.
 
 
 
 












Od lewej: Olek, Kuba, Krzysztof
 
Zdjęcia: Lidka Bordewicz

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz