8 lutego 2014

Gaba Kulka

 
 
    
Przyjechała do toruńskiego klubu Lizard King. Dała niesamowity koncert, przedstawiając publiczności nowe i mniej nowe utwory. Ale zanim uciekła, odpowiedziała na moje pytania. Przedstawiam Państwu przemiłą i otwartą na świat osobę- Gabę Kulkę.
 
 

Gdybyś mogła opowiedzieć mi o swoich początkach, o tym, jak zaczęła się przygoda z muzyką, jak nabrała ona tempa i stała się Twoim życiem…
- Trudno jest mi określić jeden punkt lub chociaż okres, w którym tak naprawdę ta przygoda się rozpoczęła. W związku z tym, że moi rodzice są profesjonalnymi muzykami, zajmują się klasyką, ta granica jest naprawdę blada. Muzyka była częścią mojego dzieciństwa. Patrząc pod kątem tego widzę, że ta klasyka, którą reprezentowali rodzice, zawsze zderzała się z muzyką rozrywkową, do której z kolei mnie ciągnęło. To, co ja tworzę, powstaje na podstawie chodzenia po tej granicy. Wydaje mi się, że te pierwsze muzyczne kroki powstały właśnie w okresie, gdy te dwa światy zaczęły się zderzać. Sposobem, aby te dwie rzeczywistości pogodzić, było samodzielne tworzenie.

Opowiedz mi o swoich inspiracjach i autorytetach…
- Inspiracje ciągle się zmieniają. Staram się nie zamykać na rzeczy, które są dla mnie nowe. Może to być coś bieżącego , co dopiero wyszło na świat, a może to być coś bardzo starego, co po prostu przegapiłam.  To wszystko ma wpływ na to, co gram. A co do autorytetów… -  na pewno moi rodzice. Moja mama jest niesamowita, ma bezbłędne ucho. Natychmiast dostrzega każdy fałsz, pomyłkę. Bardzo szanuję Jej opinie. A w muzyce tych autorytetów jest tak dużo, trudno wybrać parę nazwisk.

Nadal zdarzają mi się odkrycia. Wydawałoby się, że jeśli znamy np. kanon klasyki rocka to niewiele nas może zaskoczyć. I nagle znajduję na przykład solową płytę Denisa Wilsona, bębniarza Beach Boysów, brata Brian Wilsona. O Brianie Wilsonie wszyscy słyszeli – popowy Mozart. Płytę Denisa kupuję właściwie pod wpływem okładki. I okazuje się, że jest fenomenalna. Kiedy słuchasz czegoś w kółko przez kilka tygodni, to przenika do twojego muzycznego słownika. Potem słychać to w piosenkach.

Nawiązując do informacji z Twojej strony internetowej: czy są granice, które teraz chciałabyś przeskoczyć?
- Nie. Doszłam do wniosku, że to mówienie o przeskakiwaniu między gatunkami nie ma już sensu. Granice już tak daleko się rozciągnęły, zaczęły się rozmazywać, że aktualnie łączenie wielu gatunków muzycznych jest niepisaną zasadą. Bardzo mi się to podoba. Wszyscy mieszają wszystko. Nigdy nie zakładałam, że teraz „przebiję kolejną ścianę”. Po prostu łączę to, co bym chciała.

Masz cel, do którego dążysz?
- Z jednej strony jestem nadaktywna, a z drugiej strony mam pewien niedobór ambicji. Nie ciąży na mnie odpowiedzialność tworzenia dla określonej publiczności. Nie mam żadnej misji do spełnienia. Nie myślę: „Ach, teraz przełamię swój muzyczny wizerunek”. Intensywnie myślę o następnych ruchach muzycznych. Lada chwila nagrywamy nową płytę. Staram się, aby moimi punktami docelowymi były konkretne piosenki. Gaba Kulka nie jest firmą o bardzo sprecyzowanym biznes-planie.

Moment w Twoim życiu, kiedy byłaś z siebie naprawdę dumna, kiedy pomyślałaś: „O mój Boże, czy to moje życie…”?
- Pomyślałam tak po tym, jak napisałam tekst i melodię do piosenki Heya: „Z przyczyn technicznych”. Co ciekawe, te refleksje miałam dopiero po fakcie. W trakcie tworzenia o tym nie myślałam, zaaferowana byłam samą pracą. Na początku byłam z mojego wkładu niezadowolona, to nie był łatwy proces. W pewnym momencie pomyślałam nawet, że mi się nie uda. Na szczęście efekt był dobry i zaśpiewałam tę piosenkę z Kasią, która jest wspaniała… Kiedy pierwszy raz usłyszałam na tej płycie siebie wraz z Nią, wróciłam myślami do piętnastoletniej siebie, na korytarzu liceum, z okropna gitarą, grającą numery z Fire. Ale też nie jest tak, że numer na płycie Heya mnie nobilituje. Jedynie w miły sposób przypomina mi, że cały czas spełniam marzenie - jestem częścią tego. Przez wiele lat będąc fanem muzyki chciałam czynnie brać udział w tym, co płynie z głośników. To przejście ze słuchacza w wykonawcę było dla mnie największym szczęściem.

Jaki koncert wspominasz najmilej? Może był jakiś wyjątkowy?

- Wszystkie koncerty się między sobą różnią. Dla mnie osobiście to duże źródło fascynacji. Oczywiście z zespołem można powspominać: „a pamiętasz, tam była ta krzywa scena?” „a tam było tak zimno”, ale nie to się naprawdę zapamiętuje. Każde miasto jest inne. Ostatnio odkryliśmy, że np. Łódź zawsze daje nam pewien ładunek emocjonalny. Jesteśmy wykończeni po tych koncertach, te wszystkie emocje bardzo nam się udzielają. Nie wiemy nawet czemu tak się dzieje. Uderza w jakiś czuły punkt, który wszystkich nas łączy.

Czym się zajmujesz prywatnie, poza muzyką?
- Zawód, który wykonuję nie ma określonych godzin pracy. To naturalne, że zajmuje większość mojego czasu. Nawet, gdy sprzątam mieszkanie po dłuższej nieobecności, myślę o muzyce, o tekstach, które mam dla kogoś napisać, o chórkach dla znajomych. Żyję tym. Nie mam wybitnie oryginalnych pasji. Jestem bardzo szczęśliwa, kiedy mogę poczytać lub obejrzeć film. Tego czasu nie mam dużo. Albo pozwolić sobie na nie robienie niczego praktycznego czy przydatnego. Ktoś może pomyśleć, że w ten sposób go marnuję, ale kocham rzeczy, które pozornie są bezproduktywne, a dla mnie bardzo rozwijające. No i aby naładować baterie, potrzebuję cudzej twórczości.

Jakie plany na przyszłość, po muzyce?
- Po muzyce? Dla mnie to niemożliwe. Z chodzikiem będziecie mnie ściągać ze sceny! (śmiech) Wyobrażam sobie… w sumie… robić co innego… Byłam architektem wnętrz, więc w razie czego mogę się znów tym zająć. Nie przerażałby mnie powrót do tego. Ale wydaje mi się, że muzyka zawsze lepiej mi wychodziła. Mogłabym założyć firmę tworzącą chórki! Uwielbiam to! Mam nadzieję, że wszystko - zdrowie, szczęście i czas - pozwolą mi zawsze się tym zajmować. Wydaję mi się, że powinno być więcej starszych pań grających muzykę rozrywkową. Takie stare rockowe ciotki. Bo nobliwe jazzmanki już są, ludzie się z tym obyli. Są rockowi dziadkowie, ale nie ma rockowych cioć. Jest takich kilka, ale to jeszcze jest nisza, ludzie się boją pokazać. Mam nadzieję, że będę taką rockową ciocią…
 
 
 
 


 
 
 

 
 Z całym zespołem Gaby i Igą


 
Zdjęcia: Iga Plewicka

1 komentarz:

  1. jesteś czadowa. ogromnie podziwiam Cię za determinację, odwagę, zdrowe nastawienie do samej siebie i osób znanych mniej lub bardziej. gratuluję Ci serdecznie i życzę sukcesów. :)

    OdpowiedzUsuń