Przyjechała do toruńskiego klubu Lizard King. Dała niesamowity koncert, przedstawiając publiczności nowe i mniej nowe utwory. Ale zanim uciekła, odpowiedziała na moje pytania. Przedstawiam Państwu przemiłą i otwartą na świat osobę- Gabę Kulkę.
Gdybyś mogła opowiedzieć mi o
swoich początkach, o tym, jak zaczęła się przygoda z muzyką, jak nabrała ona
tempa i stała się Twoim życiem…
- Trudno jest mi określić jeden
punkt lub chociaż okres, w którym tak naprawdę ta przygoda się rozpoczęła. W
związku z tym, że moi rodzice są profesjonalnymi muzykami, zajmują się klasyką,
ta granica jest naprawdę blada. Muzyka była częścią mojego dzieciństwa. Patrząc
pod kątem tego widzę, że ta klasyka, którą reprezentowali rodzice, zawsze
zderzała się z muzyką rozrywkową, do której z kolei mnie ciągnęło. To, co ja
tworzę, powstaje na podstawie chodzenia po tej granicy. Wydaje mi się, że te
pierwsze muzyczne kroki powstały właśnie w okresie, gdy te dwa światy zaczęły
się zderzać. Sposobem, aby te dwie rzeczywistości pogodzić, było samodzielne
tworzenie.
Opowiedz mi o swoich inspiracjach
i autorytetach…
- Inspiracje ciągle się
zmieniają. Staram się nie zamykać na rzeczy, które są dla mnie nowe. Może to
być coś bieżącego , co dopiero wyszło na świat, a może to być coś bardzo
starego, co po prostu przegapiłam. To
wszystko ma wpływ na to, co gram. A co do autorytetów… - na pewno moi rodzice. Moja mama jest
niesamowita, ma bezbłędne ucho. Natychmiast dostrzega każdy fałsz, pomyłkę. Bardzo szanuję Jej
opinie. A w muzyce tych autorytetów jest tak dużo, trudno wybrać parę nazwisk.
Nadal zdarzają mi się odkrycia.
Wydawałoby się, że jeśli znamy np. kanon klasyki rocka to niewiele nas może
zaskoczyć. I nagle znajduję na przykład solową płytę Denisa Wilsona, bębniarza
Beach Boysów, brata Brian Wilsona. O Brianie Wilsonie wszyscy słyszeli – popowy
Mozart. Płytę Denisa kupuję właściwie pod wpływem okładki. I okazuje się, że
jest fenomenalna. Kiedy słuchasz czegoś w kółko przez kilka tygodni, to
przenika do twojego muzycznego słownika. Potem słychać to w piosenkach.
Nawiązując do informacji z Twojej
strony internetowej: czy są granice, które teraz chciałabyś przeskoczyć?
- Nie. Doszłam do wniosku, że to
mówienie o przeskakiwaniu między gatunkami nie ma już sensu. Granice już tak daleko
się rozciągnęły, zaczęły się rozmazywać, że aktualnie łączenie wielu gatunków
muzycznych jest niepisaną zasadą. Bardzo mi się to podoba. Wszyscy mieszają
wszystko. Nigdy nie zakładałam, że teraz „przebiję kolejną ścianę”. Po prostu
łączę to, co bym chciała.
Masz cel, do którego dążysz?
- Z jednej strony jestem
nadaktywna, a z drugiej strony mam pewien niedobór ambicji. Nie ciąży na mnie
odpowiedzialność tworzenia dla określonej publiczności. Nie mam żadnej misji do
spełnienia. Nie myślę: „Ach, teraz przełamię swój muzyczny wizerunek”.
Intensywnie myślę o następnych ruchach muzycznych. Lada chwila nagrywamy nową
płytę. Staram się, aby moimi punktami docelowymi były konkretne piosenki. Gaba
Kulka nie jest firmą o bardzo sprecyzowanym biznes-planie.
Moment w Twoim życiu, kiedy byłaś
z siebie naprawdę dumna, kiedy pomyślałaś: „O mój Boże, czy to moje życie…”?
- Pomyślałam tak po tym, jak
napisałam tekst i melodię do piosenki Heya: „Z przyczyn technicznych”. Co
ciekawe, te refleksje miałam dopiero po fakcie. W trakcie tworzenia o tym nie
myślałam, zaaferowana byłam samą pracą. Na początku byłam z mojego wkładu
niezadowolona, to nie był łatwy proces. W pewnym momencie pomyślałam nawet, że
mi się nie uda. Na szczęście efekt był dobry i zaśpiewałam tę piosenkę z Kasią,
która jest wspaniała… Kiedy pierwszy raz usłyszałam na tej płycie siebie wraz z
Nią, wróciłam myślami do piętnastoletniej siebie, na korytarzu liceum, z
okropna gitarą, grającą numery z Fire. Ale też nie jest tak, że numer na płycie
Heya mnie nobilituje. Jedynie w miły sposób przypomina mi, że cały czas
spełniam marzenie - jestem częścią tego. Przez wiele lat będąc fanem muzyki
chciałam czynnie brać udział w tym, co płynie z głośników. To przejście ze słuchacza
w wykonawcę było dla mnie największym szczęściem.
Jaki koncert wspominasz najmilej?
Może był jakiś wyjątkowy?
- Wszystkie koncerty się między
sobą różnią. Dla mnie osobiście to duże źródło fascynacji. Oczywiście z
zespołem można powspominać: „a pamiętasz, tam była ta krzywa scena?” „a tam
było tak zimno”, ale nie to się naprawdę zapamiętuje. Każde miasto jest inne. Ostatnio
odkryliśmy, że np. Łódź zawsze daje nam pewien ładunek emocjonalny. Jesteśmy
wykończeni po tych koncertach, te wszystkie emocje bardzo nam się udzielają.
Nie wiemy nawet czemu tak się dzieje. Uderza w jakiś czuły punkt, który
wszystkich nas łączy.
Czym się zajmujesz prywatnie,
poza muzyką?
- Zawód, który wykonuję nie ma
określonych godzin pracy. To naturalne, że zajmuje większość mojego czasu.
Nawet, gdy sprzątam mieszkanie po dłuższej nieobecności, myślę o muzyce, o
tekstach, które mam dla kogoś napisać, o chórkach dla znajomych. Żyję tym. Nie
mam wybitnie oryginalnych pasji. Jestem bardzo szczęśliwa, kiedy mogę poczytać
lub obejrzeć film. Tego czasu nie mam dużo. Albo pozwolić sobie na nie robienie
niczego praktycznego czy przydatnego. Ktoś może pomyśleć, że w ten sposób go
marnuję, ale kocham rzeczy, które pozornie są bezproduktywne, a dla mnie bardzo
rozwijające. No i aby naładować baterie, potrzebuję cudzej twórczości.
Jakie plany na przyszłość, po
muzyce?
- Po muzyce? Dla mnie to
niemożliwe. Z chodzikiem będziecie mnie ściągać ze sceny! (śmiech) Wyobrażam sobie… w sumie… robić co innego… Byłam
architektem wnętrz, więc w razie czego mogę się znów tym zająć. Nie przerażałby
mnie powrót do tego. Ale wydaje mi się, że muzyka zawsze lepiej mi wychodziła.
Mogłabym założyć firmę tworzącą chórki! Uwielbiam to! Mam nadzieję, że wszystko
- zdrowie, szczęście i czas - pozwolą mi zawsze się tym zajmować. Wydaję mi
się, że powinno być więcej starszych pań grających muzykę rozrywkową. Takie
stare rockowe ciotki. Bo nobliwe jazzmanki już są, ludzie się z tym obyli. Są
rockowi dziadkowie, ale nie ma rockowych cioć. Jest takich kilka, ale to
jeszcze jest nisza, ludzie się boją pokazać. Mam nadzieję, że będę taką rockową
ciocią…
Z całym zespołem Gaby i Igą
Zdjęcia: Iga Plewicka
jesteś czadowa. ogromnie podziwiam Cię za determinację, odwagę, zdrowe nastawienie do samej siebie i osób znanych mniej lub bardziej. gratuluję Ci serdecznie i życzę sukcesów. :)
OdpowiedzUsuń